Lekcje zadawane do domu to coś, czego nie znoszą uczniowie, a często również i ich rodzice. Dzieci po opuszczeniu szkoły nie potrzebują kolejnych zadań do wykonania według czyjś pomysłów i schematów, ale wolności i spokoju, czasu dla siebie i przyjaciół pozbawionego niepotrzebnej presji, możliwości rozwijania pasji i uczestniczenia w życiu rodzinnym. Konieczność siadania do lekcji odbiera radość uczenia się, okrada z najcenniejszych w życiu chwil związanych z dzieciństwem, rodzi konflikty i powoduje, że szkoła zaczyna być postrzegana jako zło konieczne. Na dodatek przekraczający granicę ucznia i jego prawo do odrębności.
Zadania domowe — złodzieje czasu wolnego
Czas po szkole powinien być wolny i to bezdyskusyjnie. Pięć do ośmiu godzin spędzanych w ławce, w świetlicy czy w bibliotece może być męczące. Zwłaszcza dla młodego człowieka, któremu do harmonijnego rozwoju potrzeba dużo więcej niż tylko wkuwania, wysiłku związanego z długotrwałą koniecznością utrzymywania koncentracji oraz rozwiązywania często nienaturalnych, schematycznych i odtwórczych zadań. Niestety to codzienność większości publicznych placówek. A przecież po długim dniu w szkole dzieciom zwyczajnie należy się odpoczynek.
Czym zatem jest tak zwany czas wolny i co daje naszym dzieciom? Otóż wbrew pozorom to znacznie więcej możliwości do rozwoju, niż te oferowane przez tradycyjny szkolny system. Spotkania z rodziną i przyjaciółmi stwarzają okazję do budowania i podtrzymywania relacji, empatii i uważności na potrzeby innych, swobodna zabawa budzi kreatywność, wyrabia elastyczność i uczy otwartości na nowe doświadczenia, a wszelkiego rodzaju sporty i aktywności na powietrzu poprawiają wydolność organizmu, koordynację ruchową i motorykę oraz poprawiają samopoczucie.
Brak zadań domowych to czas na hobby
Większość dzieci, gdyby nie brak czasu, miałaby hobby i rozwijała pasje. Ta smutna prawna znana jest chyba każdemu rodzicowi ucznia przeciętnej publicznej podstawówki, na którego oczach odbywa się przygnębiająca metamorfoza — z pełnego pasji dziecka w zagonionego i zestresowanego nastolatka. Niemal każdy maluch, któremu przyszło wkroczyć do systemu szkolnego, z wolna traci zaangażowanie we własne aktywności, które do niedawna były dla niego całym światem. I niestety, powodem zazwyczaj jest, po prostu, brak czasu.
Zakochana w tańcu dziewczynka, która musi zrezygnować ze swojej pasji, bo po zakończeniu edukacji początkowej już nie starcza na nią czasu? Uczniowie, którzy zamiast z wypiekami na policzkach wędrować po świecie powieści, czytają streszczenie, żeby tylko zaliczyć sprawdzian z lektury? A może miłośnicy sztuki, których zmuszono do wybierania pomiędzy kolejną fascynującą lekcją malarstwa, a decyzją o odrobieniu lekcji na jutro – to, wśród uczniów polskich szkół widok dość powszechny. A tak wiele zmieniłby zwykły fakt uwolnienia dzieciaków od zadań domowych. To szansa na przynajmniej jedną wolną godzinę każdego dnia — na to, co cieszy najbardziej.
Pomiędzy pracą domową a relacją z najbliższymi
Lekcje domowe to niestety podstawowe źródło domowego stresu. I to z wielu rozmaitych powodów. Nie dość, że same w sobie są powodem napięcia, to ich niewykonanie przez dziecko bywa źle oceniane przez rodziców, rodząc i niepotrzebnie pogłębiając konflikty. Oczywiście traci na tym relacja, która przecież powinna być źródłem dziecięcej siły i wiary we własne możliwości. Sposobem zmniejszenia zgubnego wpływu lekcji na życie domowe, jest albo ich nierobienie, albo wykonanie za ucznia, co w obu wypadkach nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Minusów zadań domowych jest znacznie więcej, jak choćby utrwalanie złych nawyków i powielanie błędów przez tych, którzy nie rozumieją materiału, silne angażowanie zmęczonych pracą rodziców w pomoc, a w sytuacji dużych trudności z nauką – również konieczność opłacania korepetycji i zajęć dodatkowych. Lekcje domowe wprost prowadzą do przemęczenia i notorycznego niewyspania, są skutkiem dolegliwości somatycznych i gorszej kondycji psychicznej młodych ludzi, zachęcają do oszukiwania, a z uczących zdejmują sporą część odpowiedzialności za edukację, przerzucając ją na barki samych uczniów.